niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 8

W powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi, a w głębi ciemnych tuneli słychać było płacz dziecka i krzyki gith. Dziewczyna wiedziała, że jeden z jej przyjaciół musiał sprzeciwić się poleceniu strażnika przez co czekała go kara. Doczołgała się do krat swojej celi i zaczęła krzyczeć, żeby przestali. Wrzaski jednak nie ustawały lecz robiły się coraz głośniejsze i doprowadziły do bólu głowy dziewczyny, która zacisnęła mocno zęby i zaczęła płakać, po czym coś uderzyło o jej kraty, a czarnowłosa upadła na zimną posadzkę. Popatrzyła do góry na uzbrojonego w miecz stwora, który delektował się krzykiem dziecka i uczuciami małej. Dziewczyna zacisnęła swoje pięści, popatrzyła na gith przy kratach, które następnie niespodziewanie wygięły się tworząc przejście, a kajdany na nogach dziewczyny przełamały się. Radość zniknęła z twarzy zielonoskórego stwora. Był zdziwiony, chwycił za swój miecz i chciał złapać małą, ale ta była szybsza i błyskawicznie wyczarowała w dłoni barwną kulę energii, którą przewróciła wojownika. Ten upadł na głowę i stracił przytomność. Mała zabrała od niego miecz i pobiegła w stronę krzyków. Na miejscu zauważyła dzieci trzymane w innych celach były przerażone i płakały, a do drewnianego słupa stojącego pośrodku sali, przywiązany był młody chłopak. Wokół niego stało dwóch groźnie wyglądających gith. Torturowali oni chłopaka, na którego zakrwawionym ciele znajdowały się siniaki i rany od cięcia nożem. Stwór chwycił włosy więźnia i podniósł go do góry coś do niego mówiąc, ten jednak plunął mu na twarz. Zezłoszczony oprawca uniósł swoją dłoń ku górze i chciał uderzyć młodego, ale dziewczyna mu na to nie pozwoliła. Ostro spojrzała w stronę gith, a jej oczy zalśniły. Ręka, która miała uderzyć chłopaka walnęła z impetem twarz drugiej gith tak mocno, że stwór przewrócił się na ziemię, po czym zezłoszczony wstał i syknął na swojego towarzysza, który nie wiedział co się przed chwilą stało. Gith wyciągnęła miecz i zaatakowała swojego towarzysza, który nie zdążył się uchylić i oberwał w twarz. Z policzka wyciekła krew, a zdenerwowany tym stwór miał zamiar się odwdzięczyć. Czarnowłosa miała nadzieje, że potwory zabiją siebie wzajemnie dzięki czemu będzie miała okazję uratować więźniów, jednak poczuła czyjąś obecność za swoimi plecami, nie zdążyła się jednak odwrócić, a coś odrzuciło ją na środek sali. Walczące gith spojrzały na małą, która następnie uniosła się w powietrzu, a do korytarza weszła ubrana w zieloną togę z kosturem w dłoni czarodziejka i kazała zaprzestać im walk, po czym spojrzała na czarnowłosą i uderzyła ją w brzuch tak mocno, że dziewczyna straciła przytomność.

Wejście do kopalni było strzeżone, przez jednego strażnika gith, który siedział na skrzyniach. Seiji postanowił się nim zająć. Spokojnie zaszedł strażnika od tyłu po czym chwycił go za głowę i poderżnął mu gardło.
- To było proste - powiedział jego brat, który wyszedł z ukrycia.
- Wewnątrz kopalni może nie być tak łatwo.
W ten usłyszał dźwięk łamanej gałązki z za krzaków. Chłopak błyskawicznie zareagował i już miał cisnął w stronę roślin zaklęcie paraliżujące, kiedy usłyszał znajomy głos.
- Czekaj to ja! - z lasu wyszła do nich Saki, unosząca ręce ku górze.
- Kazałem ci zostać w wiosce! - warknął na nią Reiji.
- Pomyślałam, że mogę wam pomóc.
Wtedy przed stopami dziewczyny w ziemię wbiła się strzała, a z kopalni wybiegło pięciu wojowników i dwóch łuczników. Starszy z braci zacisnął zęby i rzucił się na jednego z gith, a Reiji wyczarował strumień ognia, którym potraktował nadciągających przeciwników. Ci jednak uchylili się przed magicznym atakiem i byli coraz to bliżej chłopaka. Saki nie zamierzała jednak stać w tyle. Wypowiedziała słowa zaklęcia i wyczarowała swoją magiczna broń. Chciała zaatakować, ale ktoś złapał ją za ręce i obezwładnił.
- Saki! - krzyknął Seiji, który chciał pomóc dziewczynie, ale pozostałe gith zablokowały mu drogę.
Wojownik gith zabrał małą w ramiona i pobiegł z nią do kopalni. Seiji jednak nie miał zamiaru tak jej zostawić. Odparł atak jednej gith, a drugą odepchnął po czym rzucił do kopalni za uciekającym wojownikiem kulę energii, która przewróciła go. Saki upadła na kamienie i zrobiła parę fikołków, a następnie sturlała się z urwiska w głąb szybu.

Dziewczyna wstała i chwyciła się za głowę, miała kilka zadrapań na rękach i nogach. Z trudem utrzymywała się na nogach. Znajdowała się w bardzo ciemnym tunelu, dlatego postanowiła rozświetlić sobie drogę i wyczarowała świetlika, który rozjaśnił jej korytarz. Przypomniało jej się jak uczyła się tego zaklęcia wraz z siostrą. Mari przyniosła jej na początku świeczkę i kazała ją zapalić siłą umysłu. Saki tygodniami siedziała przed tą świecą i wpatrywała się w jej knot. Były momenty kiedy dziewczyna chciała się poddać, ale Mari zawsze podnosiła ją na duchu. Kiedy wreszcie udało jej się zapalić świecę czekało ją o wiele trudniejsze zadanie. W myślach miała stworzyć owe źródło światła, a następnie przenieść je z umysłu do rzeczywistości. W tamtym czasie dziewczyna potrzebowała czasu, żeby to zrobić, dzisiaj wystarczy jej tylko sekunda.
Saki rozejrzała się po ciemnym tunelu. Zauważyła, że nie uda jej się wydostać drogą, którą tu się znalazła, więc postanowiła iść przed siebie. Podążając tunelem zastanawiała się, co z braćmi Nadakai.
- Jestem taka głupia - powiedziała i zaczęła płakać. - Co ja starałam się im udowodnić.
- Ej bądź cicho!
Saki słysząc te słowa wzdrygnęła się lekko i rozejrzała się po jaskini, gdzie zobaczyła drobną czarnowłosą dziewczynę zamkniętą w celi.
- Jesteś jedna z porwanych dzieci z wioski?
Czarnowłosa nie odpowiedziała jej na to pytanie. Spojrzała na Saki błagalnym głosem i powiedziała.
- Musisz nam pomóc się stąd wydostać.
- To właśnie, chcę zrobić. Poczekaj spróbuję...
- Nie dotykaj! - przerwała jej. - Te kraty są chronione zaklęciem magicznym.
- W takim razie co mam zrobić żeby Cię uwolnić?
- Musisz zabić tego kto to zaklęcie rzucił.
Saki przełknęła ślinę po czym usłyszała, że ktoś się zbliża.
- Szybko ukryj się i zgaś to światło! - rozkazała jej czarnowłosa.
Dziewczyna posłuchała jej, a magiczny promyk światła zgasnął, po czym schowała się za stertą kamieni i wpatrywała się w korytarz, z którego wyszło pięć gith, a jedna była ubrana w zieloną togę. Podeszła do celi i spojrzała na zamkniętą w niej dziewczynę.
- Dzisiejszej nocy jest pełnia księżyca. Tej nocy moja droga Amy dostąpisz zaszczytu i otrzymasz niewyobrażalną moc - czarodziejka, wraz z pozostałymi gith uklękli przed celą.
- O czym ty mówisz?! - zdziwiła się.
- Twoja egzystencja istnieje tylko po to żeby stać się jednością z najpotężniejszą czarodziejką, która stąpała na świecie. Wiedźmą Shelke.
Słysząc te słowa, Saki aż zaparło dech w piersiach. "Wiedźma Shelke?" pomyślała. Wiedźma Shelke była najpotężniejszą czarodziejką, która żyła ponad 400 lat temu. Niemożliwe, żeby ta Shelke znajdowała się w tych kopalniach, a jeśli tak to musiała by być poczciwą staruszką. Saki wiedziała, że istnieją zaklęcia przedłużające życie, ale miało to swoją cenę. W tym przypadku tą ceną miało by być... życie Amy! Mała czarodziejka zacisnęła ręce, nie chciała pozwolić, żeby dziewczyna w celi była ofiarą.
- O czym ty mówisz?!
- Już wkrótce się przekonasz, zabierzcie ją - powiedziała czarodziejka gith, po czym pozostali otworzyli celę.
Dziewczyna nie miała zamiaru jednak z nimi nigdzie iść ale opór był daremny. Saki widząc to nie wytrzymała i za pomocą swej mocy uniosła kamienie, które następnie poleciały w stronę wiedźmy gith. Te zatrzymały się zaraz przed nią, a oczy wiedźmy zwróciły się ku Saki, która stała ze sztyletem w dłoni i miała zamiar zaatakować. Wtedy ze skał wyleciały pnącza, które związały dziewczynę. Teraz mała mogła jedynie patrzeć jak gith zabierają Amy ze sobą.

Bracia uderzyli jednocześnie z dwóch stron, Seiji ciął z wysoka swoim lśniącym sztyletem, Reiji celował w nogi małym mieczem. Oba ataki zostały sparowane. Reiji odskoczył na drewniane skrzynie, a jego przeciwnik chciał uderzyć. Seiji rzucił się i zasłonił brata. Odbił cios, tak silny, że odrzuciła go w tył. Chłopak przyklęknął i plunął na ziemię krwią. Ich przeciwnik różnił się od pozostałych gith. Miał o wiele większe doświadczenie w walce. Zakuty w blaszaną zbroję wojownik trzymał w dłoniach wielki miecz. Bez chwili zastanowienia zaatakował ponownie. Seiji wstał i uniknął ataku z góry. Miecz wbił się w ziemię,  a chłopak postanowił wykorzystać okazję i uderzyć z lewej. Ten jednak na to nie pozwolił i najszybciej jak mógł odbił atak chłopaka, który następnie uderzył o ścianę jaskini.
Wojownik wyciągnął swój miecz z ziemi i powolnym krokiem ruszył w stronę leżącego. Wtedy coś przebiło się przez zbroję wojownika i utkwiło w jego boku. Ten obrócił się w stronę Reiji'ego, który recytował kolejne słowa zaklęcia, a z jego księgi wylatywały następne strzały, które wbiły się w ciało gith. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił. Musiał być bardzo wytrzymały. Reiji widząc, że jego ataki nie robią na nim żadnego wrażenia postanowił skorzystać z czegoś mocniejszego. Rozkazał swojej księdze magicznej znaleźć zaklęcie, dzięki któremu zdołają pokonać przeciwnika. Gith wyciągnęła strzały ze swojego ciała po czym obróciła się ponownie w stronę Seiji'ego, który z trudem wstał. Zderzenie ze ścianą musiało być dla niego bolesne, ale chłopak nie stracił chęci do dalszej walki. Chwycił swój sztylet w dłonie, po czym smuga światła zabłysła przemieniając go w miecz. Wojownik widząc to ruszył z ekscytacją na twarzy w stronę Seiji'ego. Chłopak przygotował się. Ich miecze zderzyły się ze sobą, aż poleciały iskry. Oboje odskoczyli od siebie, a gith wyskoczyła w górę, po czym potężnym machnięciem miecza zaatakował chłopaka, który sparował atak i uderzył gith w twarz. Zezłoszczony wojownik uderzył swoim mieczem z boku, ale Seiji zablokował atak, łamiąc przy tym miecz gith. Ten odskoczył od chłopaka i wyciągnął mniejszy miecz zawieszony przy pasie ale wtedy coś, a dokładnie kula wody zamoczyła jego ciało.
- Seiji, teraz - zawołał Reiji.
Chłopak chwycił swój miecz w dłonie, a z ostrza wyleciał strumień prądu, który popieścił wojownika gith. Ten upadł na ziemię i nie poruszał się.
- Był o wiele silniejszy niż pozostałe - powiedział Reiji ocierając swoje czoło.
- Tak, ale daliśmy mu radę. Gorzej jakby przyszło nam zmierzyć się z większą ilością takich wojowników - westchnął Seiji. - Musimy jak najszybciej odnaleźć Saki i dzieciaki - powiedział po czym obaj ruszyli dalej w głąb kopalni.
Po drodze widzieli kilka mniejszych, szybów przy których musieli wykorzystywać dzieci do pracy. W końcu usłyszeli odgłos szarpaniny. Schowali się za ścianą i obserwowali tunel, którym szło kilka wojowników gith niosących ze sobą poobijaną, drobną dziewczynę. Dziewczyna wierzgała się i szarpała jednak potwory trzymały ja jeszcze mocniej.
- Musimy jej pomóc - powiedział Seiji, który narysował w powietrzu magiczne znaki.
Gith szły korytarzem i nie spodziewały się ataku. Kiedy przechodzili obok korytarza, w którym ukrywali się bracia, Seiji wyskoczył i rozpłatał brzuch pierwszej gith, która następnie upadła na ziemię. Pozostałe gith zaskoczone tym wyjęły broń. Seiji miał zaatakować kolejną, kiedy z ziemi wyskoczyły pnącza i oplotły jego, oraz jego brata. Chcieli wyrwać się, ale bezskutecznie. Spojrzeli na zadowolone gith, które zrobiły miejsce dla ich czarodziejki.
- Znaleźli się bohaterowie - zaśmiała się. - zabijcie ich.
- Przestań! - zawołała dziewczyna, a jej oczy zabłysnęły.
Gith, które trzymały małą zostały odepchnięte na bok, a wiedźma chcąc powstrzymać swojego więźnia chciała rzucić zaklęcie, ale nie zdążyła. Czarnowłosa rzuciła w jej stronę falę elektryczną, która przewróciła wiedźmę na ziemię, a następnie uciekła.
- Głupcy łapcie ją! - zawołała zdenerwowana, a zaklęcie oplatające braci ustało.
Seiji wykorzystał okazję i zaatakował wiedźmę, ale ta szybko się pozbierała i odepchnęła swoją mocą chłopaka, po czym sama pobiegła za czarnowłosą dziewczyną. Pozostałe dwie gith rzuciły się na braci. Reiji uniknął ataku mieczem i chwycił gith za rękę, ta chcąc się oswobodzić zaatakowała wolną dłonią jednak i tą chłopak przyblokował. Stali tak bezruchu, a pomiędzy nich wleciała magiczna księga Reiji'ego i otworzyła się naprzeciwko twarzy wojownika, po czym wydostała się z niej strzała, która przebiła głowę potworowi. Druga gith walcząca z Seiji była szybka. Chłopak z trudem unikał jej ataków. Bestia napierała na niego z całej siły i przewróciła go na plecy. Chciała zadać ostateczny atak, ale uchyliła się przed magicznym pociskiem Reiji'ego. Po czym rzuciła się do ucieczki.
- Nie możemy pozwolić mu uciec! - powiedział Reiji pomagając bratu wstać, po czym ruszyli za potworem.
Gith wbiegła do sali, gdzie w celach trzymane były dzieci. W środku znajdowało się jeszcze dwóch strażników, którzy jedli jakieś resztki. Była tam również Saki związana liną. Stwór podbiegł do niej i chwycił ją za włosy, po czym do sali przybyli bracia. Dwaj strażnicy oderwali się od stołu i wyciągnęli miecze. Seiji zauważył Saki, której napastnik podłożył nóż do szyi. Dał znać braciom, że jeśli się nie wycofają to poderżnie gardło dziewczynie. Saki patrzyła na braci z przerażeniem w oczach. Seiji zacisnął zęby i nie wiedział co robić, ale jego młodszy brat miał plan. Jego książka przelatywała nad sufitem o czym wiedział tylko on. Gith warknęła na braci i zrobił lekką ranę na szyi Saki, z której popłynęła wiązka krwi. Stwór delektował się strachem małej oraz bezradnością braci. Gładził szyję małej nożem rozmazując przy tym jej krew. Książka Reiji'ego była już za potworem następnie otworzyła się i wyleciała z niej strzała, która przebiła jej czaszkę. Nóż upadł na podłogę wraz z właścicielem. Pozostała dwójka rzuciła się do ataku. Seiji przywołał swój miecz jednak stwór odepchnął go na skrzynie, które rozwaliły się pod ciężarem chłopaka. Reiji chciał pomóc bratu, ale drugi wojownik chciał uderzył go z prawej. Chłopak uchylił się, po czym dostał solidnego kopniaka w brzuch, a następnie gith chwyciła go za szyję i zaczęła dusić. Saki spojrzała na bestie, które katowały jej przyjaciół. W dziewczynie zebrała się ogromna złość. Wstała, a następnie chwyciła za nóż, który leżał na ziemi, a następnie wbiła go w plecy stwora. Ten uderzył ją w twarz tak, że przeleciała całe pomieszczenie. Pokiereszowana dziewczyna jednak nie miała zamiaru się poddać. Uśmiechnęła się złośliwie czym jeszcze bardziej zezłościła potwora. Dziewczyna uniosła ręce ku górze mówiąc bum, a nóż wbity w plecy gith eksplodował, po czym potwór wypuścił Reiji'ego z uścisku i padł. Chłopak starał się złapać powietrze. Jego brat natomiast dalej walczył z drugim gith. Nie szło mu najlepiej, gdyż potwór napierał z całych sił na drobnego chłopaka, który robił tylko uniki. Saki uniosła za pomocą magii miecz już nieżywego wojownika i z całej siły cisnęła nim w stronę wroga. Jednak ten odbił nadlatującą przeszkodę co dało szansę Seiji'emu na atak. Chłopak wybił wojownikowi z ręki jego broń, a następnie dał solidnego kopniaka w brzuch, przewracając go przy tym, kolejno rzucił się na niego chcąc mu przebić serce. Ten jednak nie miał zamiaru ginąć. Chwycił swoimi łapskami miecz i starał się go odeprzeć. Seiji napierał na broń z całych sił, ale gith była silniejsza i odepchnęła chłopaka od siebie po czym z impetem skoczyła na równe nogi, ale wtedy Reiji solidnie przeciął jej bok. Po czym Saki rozpłatała brzuch stwora, po czym upadła na kolana. Gith już nie żyła a dziewczyna starała się złapać powietrze.
- Saki nic ci nie jest? - zapytał zatroskany Seiji.
- Ja... ja was przepraszam - wydusiła z siebie dziewczyna - Amy... musimy... jej... - Nie dokończyła, gdyż straciła przytomność.
- Saki! Ej obudź się!
- Straciła przytomność - odpowiedział mu Reiji , któryw tym czasie przeszukał ciała gith i znalazł przy nich pęk kluczy, którymi otworzył drzwi do celi dzieci. Dzieciaki były bardzo przerażone i niechętnie chciały opuścić cele, ale pewien chłopak przekonał ich, że są bezpieczni.
- To było niesamowite - powiedział patrząc na braci z zachwytem w oczach. - Ale musicie jeszcze pomóc Amy!
- To pewnie ta dziewczyna, która uciekła korytarze - zwrócił uwagę młodszy z braci.
- Reiji zabierz Saki i wydostań stąd dzieci. Ja idę ją uratować - powiedział stanowczo Seiji przekazując małą w ręce brata.
- Dasz sobie radę?
- Nie wybaczę tym potworom tego co zrobiły tym dzieciom - powiedział patrząc na przerażone dzieciaki.

Amy słyszała cały czas ten przerażający śmiech w swojej głowie. Biegła co siał w nogach wzdłuż korytarzy jaskini starając się znaleźć wyjście z tego labiryntu. Im dłużej biegła, tym miała wrażenie, że korytarz staje się coraz węższy i ciaśniejszy co doprowadzało małą do paniki. W końcu zobaczyła drzwi, przez które bez chwili zastanowienia przeszła, ale za nimi były kolejne i kolejne. Zdruzgotana dziewczyna klęknęła na podłodze po czym zaczęła płakać.
- Amy, czemu płaczesz?
Dziewczyna wzdrygnęła się i rozejrzała wokół siebie jednak nikogo nie zobaczyła.
- Czyżbym postradała zmysły - pomyślała patrząc sobie na dłonie.
- Spójrz do góry - powiedział zachrypnięty głos.
Amy spojrzała na sufit i rozszerzyła oczy. Na suficie siedział olbrzymi, owłosiony pająk, który patrzył na nią swoimi czerwonymi oczami po czym spadł na ziemię przed dziewczynę, a następnie zmienił się w wodę i zatopił całe pomieszczenie. Amy w panice starała się znaleźć kieszeń powietrza, ale na próżno. Dziewczyna zaczęła tonąć. Kiedy myślała, że to już koniec ktoś chwycił ją za dłoń i pomógł wypłynąć.
Amy zakasłała i starała się odzyskać równy oddech. Popatrzyła na swojego wybawiciela. Była to starsza kobieta z dużą ilością zmarszczek na bladej twarzy. Włosy miała spięte w kok, ubrana w białe szaty siedziała na fotelu i patrzyła na małą z pod swoich nieco sennych ciemnawych oczu. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że leży w łóżku przykryta śnieżnobiałą pościelą. Rozejrzała się po małym pokoiku, w którym była komoda i mała toaletka oraz okno.
- Już dobrze Amy, przyśnił ci się jakiś koszmar - powiedziała spokojnie staruszka.
Amy spojrzała na uśmiechniętą twarz babci i westchnęła z ulgą. A więc to wszystko co przeżyła było jednym wielkim koszmarem sennym jednak tak realnym.
- Co ci się przyśniło kochanie? - zapytała troskliwie staruszka po czym położyła swoją dłoń na ręce Amy.
- To było takie realne babciu.
- Już dobrze jestem przy tobie słonko - uspokoiła ją przytulając do siebie.

Seiji biegł wzdłuż korytarza, którym pobiegła dziewczyna. Miał wielką nadzieję, że bratu uda się wyprowadzić dzieci bez żadnych przeszkód z kopalni. W ten coś świsnęło przed jego twarzą, chłopak zrobił unik przed nadlatującym białym światłem, które wydrążyło dziurę w skale. Spojrzał w głów korytarza i zauważył gith, która związała jego i jego brata, a pod jej nogami leżeli dwaj zmasakrowani wojownicy. 
- Nie pozwolę ci przejść! Nie wolno przeszkadzać w rytuale! - krzyknęła, po czym ponownie rzuciła falę białego światła w stronę chłopaka.
Seiji zatrzymał nadlatujący pocisk, po czym zwrócił się do czarodziejki.
- Oddajcie małą!
Ta zaśmiała się po czym pstryknęła palcami, a ściany kopalni zalśniły. Chłopak zacisnął zęby i starał się odskoczył, ale wybuch był silniejszy i przewrócił go na brzuch, a sufit zawalił się na niego. Usatysfakcjonowana wiedźma widząc kupę kamieni, która przygniotła chłopaka uśmiechnęła się szyderczo, ale zaraz oczy jej się zaokrągliły, gdyż jeden, drugi i trzeci kamień poleciały w jej stronę. Czarownica błyskawicznie za pomocą swojej magii rozwaliła nadlatujące przeszkody. Potem, z kurzu wyłonił się chłopak i odrzucił gith na drzwi, które rozwaliły się pod wpływem uderzenia. Seiji wszedł do dużej groty i zobaczył czarnowłosą  dziewczynę klęczącą przed starszą kobieta, która trzymała na jej głowie ręce. Obie znajdowały się w magicznym świecącym się na czerwono kręgu.
- Nie powinieneś przeszkadzać! - syknęła na niego gith, a z podłogi wyleciały pnącza, które chciały związać chłopaka.
Jednak Seiji przewidział tą sztuczkę, sprawnie odskoczył od podłoża i podpalił rośliny. Rozzłoszczona gith skoczyła na chłopaka, a jej kostur zapłonął. Chłopak zablokował jej atak, ale ta nacierała na niego jeszcze bardziej i w końcu uderzyła go w twarz łamiąc mu nos.
- Nikt nie powinien przeszkadzać! - powtórzyła wiedźma, po czym odepchnęła chłopaka od siebie.
- Co tu się dzieje? - zapytał spoglądając na klęczącą dwójkę.
Wiedźma mu nie odpowiedziała lecz ponownie zaatakowała. Seiji wiedział, że musi utrzymać dystans co jednak nie było takie proste. Gith sprawnie wymachiwała w rękach kosturem atakując z prawej i lewej strony. W końcu przyparła go ściany i chcąc zadać kolejny atak coś wybiło jej kostur z dłoni ten poleciał w stronę magicznego kręgu. Gith chcąc go zatrzymać użyła czaru lewitacji i uniosła go w ostatniej chwili. Nie zauważyła jednak, że ten musną lekko magiczny krąg. Kostur wrócił do dłoni gith, która spojrzała w górę. Stał tam Reiji. Chłopak zeskoczył do swojego brata i pomógł mu wstać.
- Kazałem ci wyprowadzić dzieci - zwrócił mu uwagę brat.
- I tak zrobiłem. Do kopalni weszli ludzie z wioski. Zabrali ze sobą swoje pociechy i Saki, a ja postanowiłem sprawdzić czy potrzebujesz pomocy. Jak widzę dobrze zrobiłem.
- Hehe... Już prawie miałem ją w garści -  zaśmiał się chłopak.
Na twarzy Amy pojawił się radosny uśmiech. Dziewczyna biegała po łące za motylami krzycząc i wymachując rękami jak szalona. Była szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Wraz z babcią rzucała kaczki na rzece, łowiła ryby, wspinała się na drzewa, jadła jagody z krzaków, zbierała grzyby i robiła wszystkie inne rzeczy co dzieciaki w jej wieku. Siedząc przy drzewie plotła właśnie wianek z kwiatów, który zamierzała dać babci. Kiedy skończyła pobiegła do niej. Staruszka siedziała na ganku swojej małej chatki. Amy zawołała ją, a ta obróciła się w jej stronę. Wtedy też dziewczyna zatrzymała się, a szczęście zniknęło z jej twarzy.
- Co się stało kochanie? - zapytała ją staruszka.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Patrzyła się tylko z przerażeniem w oczach na babcię, a dokładnie na jej twarz... połowę jej twarzy, gdyż w pozostałej jej części Amy zauważyła dwóch rannych chłopców, nad którymi pastwiła się githyanka. Wtedy też staruszka dotknęła swojej twarzy i poczuła, że jest niekompletna. Wstała, opuściła ręce i popatrzyła się na dziewczynę z pogardą w oku.
- Nie chciałam, żeby do tego doszło, ale nie mam wyboru - powiedziała po czym błękitne niebo nagle zrobiło się czarne, a trawa pod jej stopami uschła.
Przerażona Amy nie wiedziała co się dzieje, ale w miarę kiedy przyglądała się obrazowi na twarzy starszej kobiety przypomniała sobie o rzekomym śnie. O tym jak była więziona w celi przez githyanki i głodzona. Dziewczyna zacisnęła ręce i powoli wstała na równe nogi.
- Co to ma znaczyć?! - rzuciła złowrogie spojrzenie staruszce.
Ta widząc to uśmiechnęła się, a ziemia pod jej stopami zaczęła pękać.
- Podoba mi się to spojrzenie - powiedziała z paskudnym uśmiechem na twarzy.
- Kim ty jesteś?!
- Twoja matką.
Oczy Amy stały się okrągłe. Zdziwiła ją odpowiedź wiedźmy ale wiedziała, ze to kłamstwa. Amy miała swoja rodzinę w Arden. Kochająca mamę i ojca, dlatego też dziewczynę rozbawiły te słowa. Chciała coś powiedzieć do staruchy, ale ta przemieniła się w wielkiego pająka. Amy przerażona tym widokiem zaczęła uciekać w przeciwnym kierunku i wpadła na pajęczynę.
- Już, wkrótce będziesz moja mała muszko - powiedział przeraźliwy głos.
Amy wierciła się, ale pajęcza sieć była zbyt mocna. Spojrzała na wielką tarantulę i na dziurę w jej głowie, która stawała się coraz większa. Po jej drugiej stronie zobaczyła śpiącą siebie, klęczącą przed staruchą. Wtedy do głowy dziewczyny przyszła pewna myśl. Przypomniała sobie słowa swojego ojca "Tylko ty możesz władać własnym snem". Wtedy pomyślała, że śni i postanowiła spróbować pokonać staruchę będącą jej koszmarem. Zamknęła oczy, skupiła się i wyobraziła sobie jak rozrywa pajęczą sieć, wtedy poczuła, że może tego dokonać. Otworzyła oczy i oderwała się z pajęczyny.
- Co!? Jakim Cudem!? - warknął pająk.
Amy zeskoczyła na kamieniste podłoże, a następnie wyobraziła sobie jak olbrzymia tarantula staje się małym, tycim pajączkiem. Od razu ta myśl podziałała, a pajęczak zaczął się kurczyć.
- Jak to możliwe!?
- W moich snach to ja jestem władcą - parsknęła Amy. - A teraz wychodź z mojej głowy! - krzyknęła po czym rozdeptała pająka.
Magiczny krąg błysnął, a starucha odleciała od Amy i upadła na ścianę. Na jej twarzy pojawiła się złowroga mina. Kobieta wstała i zmaterializowała w powietrzu klatkę, w której uwięziła dziewczynę. Następnie spojrzała w stronę braci i gith, którzy przestali walczyć kiedy wiedźma się ocknęła. Kobieta uniosła ręce ku górze i odrzuciła chłopców do ściany. Nie mogli  poruszyć. W oczach gith pojawiło się przerażenie. Gith zrobiła kilka kroków w tył, a wiedźma uniosła rękę po czym ciało stora wyleciało w powietrze brudząc krwią twarz staruchy.
- Wy przeszkodziliście mi! - krzyknęła.
Wyciągnęła dłoń do braci. Spodziewali się, że czeka ich taki sam koniec jaki przed chwilą spotkał czarodziejkę gith. Jednak czarnowłosa dziewczyna powstrzymała wiedźmę wskakując na jej plecy.
Starucha miotła się, chcąc zrzucić z siebie dziewczynę. W końcu złapała ją za włosy i rzuciła o ziemię. Amy wstała i wyczarowała kulę mocy, a następnie uderzyła nią starą. Ta zatoczyła się i lekko zirytowana chciała odepchnąć od siebie swoją przeciwniczkę. Jednak Amy była szybsza, uderzyła ponownie staruchę i jeszcze raz, drugi, trzeci. W końcu starucha chwyciła ją za rękę i wolną dłonią złapała jej głowy. Błysnęło błękitne światło i odrzuciło Amy na podłogę. Wtedy zaklęcie, które przytrzymywało Seiji i Reiji ustąpiło. W dłoni Seiji'ego pojawiła się magiczna broń, po czym chłopak zaatakował wiedźmę, która chwiejnym krokiem szła w stronę rannej Amy. Jednak chłopak nie pozwolił jej ponownie tknąć małej i z impetem przebił serce wiedźmy. Ta spojrzała na srogie spojrzenie Seiji'ego. Zielone oczy kobiety zaczęła spowijać mgła. wyciągnęła do niego ręce i kasłając krwią wydusiła z siebie.
- Dlaczego...
Chłopak wyciągnął ostrze z serca czarownicy, a ta upadła na posadzkę. Podbiegł do rannej Amy i pomógł jej wstać.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
Ta złapała się za głowę i rozejrzała się po grocie, a jej wzrok zatrzymał się na martwej wiedźmie. Spojrzała na Seiji'ego i uśmiechnęła się.
- Jak najbardziej.

Amy niechętnie przeglądała ubrania wraz z Saki i paroma innymi dziewczynami z wioski.
- Ta powinna być w twoim rozmiarze - powiedziała dziewczyna z piegami na twarzy pokazując małej Amy czerwone spodnie i koszulę w kratkę. - Proszę przymierz ją.
Amy zabrała strój od koleżanki, weszła za zasłonę i przymierzyła nowe ubrania. Niechętnie pokazała się w nowym stroju. Popatrzyła z smętną miną na dziewczyny, który aż zapiszczały z zachwytu.
- Wyglądasz przeuroczo, chociaż koszula jest trochę za duża na ciebie.
- Może być. Jestem już zmęczona tym przeglądaniem ubrań - westchnęła.
- Saki, a może ty sobie coś wybierzesz?
- Mogę? - ucieszyła się dziewczyna i zaczęła przeglądać wielką szafę.
Wtedy do pokoju wszedł pan Alo z braćmi.
- Saki musimy się zbierać i wyruszamy do Kaszten - powiedział Seiji.
- Już?! - westchnęła i podeszła do swoich towarzyszy podróży.
- Strażnicy z Kaszten powinni, wkrótce się pojawić. Pomogą wam stanąć na nogi - rzekł Reiji.
- Dziękujemy wam bardzo za pomoc i uratowanie naszych pociech - podziękował pan Alo.
Wszyscy wyszli na zewnątrz pożegnać się z trójką bohaterów. Dostali oni dwa rumaki by szybciej dostać się do Kaszten. Wsiedli oni na wierzchowce. Saki siedziała wraz z Seiji. Po czym pomachali mieszkańcom wioski i odjechali do Kaszten. Odjeżdżając Saki zauważyła, że koszula Amy wcale nie była na nią za duża, wręcz przeciwnie pasowała na niej idealnie. Trochę było żal dziewczynie rozstawać się z nowo poznanymi przyjaciółmi, jednak miała ona cel zostania członkiem Arcanium.
Saki odwróciła się i poczuła lekki niepokój. Błyskawicznie jej wzrok ponownie skierował się w stronę wioski, która była coraz dalej i dalej, a mieszkańcy stawali się coraz mniejsi wraz ze wzrostem odległości.
- Coś nie tak, Saki? - zapytał troskliwie Seiji.
- Nie...
"Musiało mi się zdawać", powiedziała w myślach dziewczyna i ponownie odwróciła wzrok.

Rozdział 7

Wiatr rozwiewał czerwone włosy Saki, która siedziała na wzgórzu pod jabłonką. Od rozstania z drużyną siódmą minęło dopiero trzy dni, a dziewczynie wydawało się jakby minęła wieczność. Saki stara się nie wracać pamięcią do wydarzeń z tamtego dnia, w którym zginęła jej siostra, jednak zdarzały się momenty, w których chciała wrócić do domu, jednak Seiji stanowczo jej na to zabronił, gdyż Dagedars mogło na nią tam czekać. 
Wyciągnęła z kieszeni księgę. Spojrzała na jej okładkę i ścisnęła ją mocno w dłoni "Musze stać się silniejsza" powiedziała w duchu i zacisnęła zęby.
- Saki!
Dziewczyna spojrzała w stronę, z której ktoś ją zawołał. Zobaczyła Seiji'ego, który machał do niej informując, żeby do niego przyszła. Szybko zerwała się i pobiegła w jego stronę. Chłopak uśmiechnął się po czym zwrócił się od niej.
- Najpóźniej za dwa dni dotrzemy do miasta Kaszten. Tam będziemy mogli zapisać Cię do Arcanium gdzie będziesz musiała przejść specjalny trening, a następnie zdać testy końcowe po czym dołączysz do naszej drużyny jako moja uczennica. Całość zajmie z około miesiąc czasu.
- Co! Miesiąc czasu? To bardzo długo... - zawiodła się mała.
Seiji uśmiechnął się do niej i poklepał ją po głowie dodając otuchy.
- Ej wy tam! Nie mamy całego dnia, pośpieszcie się i chodźcie - zawołał Reiji.
- Spokojnie mamy czas.
Seiji spojrzał na brata, który zrobił zniesmaczoną minę. W tym momencie cała trójka usłyszała głośny krzyk dobiegający z drogi. Seiji krzyknął do Saki by ta została na miejscu i w raz z bratem pobiegli w stronę, z której dobiegł krzyk. Było to za wzniesieniem na trasie, gdzie zobaczyli karawanę kupiecką, która została zaatakowana przed bandę githyanek i trolla. Wielki owłosiony stwór trzymał w dłoni człowieka, który wrzeszczał przeraźliwie, a następnie odgryzł mu głowę. Krew siknęła jak woda z fontanny, i poplamiła ziemię. Jakiś mężczyzna widząc to dobył miecza i pobiegł w stronę potwora, ten jednak nie przejął się człowiekiem i uderzył go swoją prawą ręką odrzucając go 10 metrów do przodu. Mężczyzna upadł na ziemię robiąc przy tym kilka fikołków i znalazł się przed githyanką ubraną w fioletowe szaty trzymającą drewniany kostur w prawej dłoni, która następnie chwyciła go za gardło i zaczęła dusić. Wśród zgliszczy powozu, zapędzeni jak szczury w pułapkę znaleźli się kolejni ludzie, którzy zostali otoczeni przez następne stwory.
Seiji widząc całe zdarzenie postanowił, że nie będzie się powstrzymywać. Wyciągnął z pochwy zawieszonej przy pasie srebrny sztylet z wyraźnym znakiem pioruna narysowanym na rękojeści, wypowiedział magiczne zaklęcie po czym sztylet zalśnił niebieskim światłem. Chłopak zeskoczył z wzgórza na drogę. Spojrzał w stronę gith, naliczył ich z około jedenastu wraz z trollem , następnie gwizdnął zwracając na siebie ich uwagę. Ciemnoczerwone oczy stworów powędrowały w jego stronę, po czy wyszczerzyły kły, w geście rozbawienia, przesyłając Seiji'emu informacje, że chłopak nie ma z nimi szans. Blondyn jednak nie przeraził się i wyciągnął w ich stronę swoją broń. Zlekceważone gith od razu pobiegły w jego stronę i go zaatakowały, prócz gith z kosturem. Najbliższy stwór chciał uderzyć chłopaka z prawej strony, ten jednak zrobił unik i odciął mu rękę. Kolejny trzymał w dłoni miecz, który chłopak z łatwością sparował, uderzając przy tym trzeciego przeciwnika robiąc mu z głowy miazgę, ten upadł na ziemię rozbryzgując kałużę ciemnej krwi. Kolejne potwory zawahały się i postanowiły wyrzucić w stronę blondyna magiczne zaklęcie czerwonego błysku. Chłopak jednak wyskoczył do góry unikając przy tym zaklęć, a następnie narysował w powietrzu palcem magiczne znaki, które następnie przemieniły się w błyskawice i przeszyły ciało jednej, drugiej i trzeciej gith. Pozostała piątka otoczyła Seiji'ego, a następnie ruszyła bezmyślnie na niego. Chłopak jednak zachował spokój i lekko uśmiechnął się, po czym ziemia wokół niego uniosła się i przebiła ciała dwóch stworów, jednak pozostała trójka zdołała odskoczyć. Nie spodziewały się takiego ataku ze strony blondyna, jednak to nie on rzucił to zaklęcie, lecz jego brat Reiji, który stał nadal na górce i trzymał w dłoni swoją magiczną księgę. Potwory patrzyły na nich ze złością w oczach, jednak jeden z nich uśmiechnął się szeroko. Seiji zapomniał o trollu, który rzucił w jego stronę ogromy głaz i gdyby chłopak w porę tego nie dostrzegł i nie znałby magii manipulacji obiektów mogło by to źle się dla niego skończyć. Wielki głaz zatrzymał się tuż przed jego oczami. Gith zrobiły przerażone spojrzenie i zaczęły uciekać. Chłopak patrzył jak zwiewają, po czym za pomocą swych mocy rzucił w ich stronę skałę, która pokiereszowała je mocno, po czym obrócił się w stronę trolla. Pięcio metrowy olbrzym spoglądał na niego z góry, a z jego ust ociekała krew i zwisały flaki człowieka. Chłopakowi zrobiło się trochę niedobrze, ale nie opuścił gardy. Ustawił swoją broń na przeciwko bestii, a następnie rzucił w jej stronę błyskawicę. Leciała bardzo szybko i przeszyła by ciała potwora jednak zderzyła się z czymś co wywołało wybuch. Została jeszcze jedna gith z kosturem w dłoni. To ona rzuciła w piorun, magiczny pocisk, który zderzył się z nim w locie. Troll ryknął głośno i pobiegł w stronę Seiji'ego. Chłopak był gotowy. Odmierzał odległość między nim a potworem. 20 metrów... 15... 10. W końcu bestia była na tyle blisko, że chłopak uniknął jej miażdżącego ataku ręką, wyskoczył w powietrze i ciął sztyletem trolla w ramię, a następnie odbił się od jego głowy zrobił salto w powietrzu i wbił bestii sztylet w plecy prując mu je od góry do dołu po czym chłopak odskoczył od niej. Stwór stał przez chwilę w bezruchu, po czym popatrzył się na chłopaka i jeszcze bardziej się zezłościł. Rany, które zadał mu Seiji były zbyt płytkie, żeby troll odniósł jakiekolwiek obrażenia. Bestia napierała na chłopaka z prawej i lewej. Seiji robił tylko uniki. Chłopak czekał tylko na dogodną okazję do zadania ciosu. Blondyn wyskoczył na skałę, którą następnie troll rozwalił swoim uderzeniem, a chłopak ponownie wyskoczył w powietrze wprost na głowę przeciwnika. "Teraz", powiedział w duchu chłopak i wbił swój sztylet w łeb trolla, z którego następnie błysnęło niebieskie światło. Bestia wrzeszczała przeraźliwie i miotała się w różne strony, aż w końcu upadła z chłopakiem na ziemię.Chłopak usmażył mózg trolla. Seiji wyjął z jego głowy swój sztylet i wytarł z krwi, po czym spojrzał w stronę gith. Ta mocno chwyciła swój kostur w dłonie. Była bardzo zła, że wszyscy jej podwładni wraz z trollem zostali pokonani przez jednego chłopaka. Wiedziała, że nie ma z chłopakiem żadnych szans tym bardziej, że na wzgórzu całemu zdarzeniu przyglądał się brat Seiji'ego. Ale bestia miała jeszcze jeden as w rękawie. Ściągnęła chustę, która odsłoniła jej twarz, która była cała pokryta zielonymi łuskami, a z buzi wystawały wielkie żółte kły po czym wrzasnęła tak przeraźliwie, że wszyscy wokół niej złapali się za głowę i starali zasłonić swoje uszy, żeby tylko nie słyszeć przeraźliwego wrzasku. Kiedy gith w końcu skończyła, postanowiła uciec, jednak coś przebiło jej kolano na wylot. Potwór spojrzał na ziemię i zobaczył wbitą w nią srebrną, połyskującą strzałę. Następnie wzrok bestii skierował się na wzgórze skąd przyleciała magiczna strzała. Bestia zauważyła Reiji'ego. On jeden stał na wzgórzu, podczas gdy inni zwijali się z bólu głowy. Wokół chłopaka latała jego księga, która następnie ułożyła się naprzeciw leżącej na ziemi gith. Blondyn wypowiedział słowa zaklęcia, po czym z księgi wyleciały kolejne magiczne strzały, które przebiły ciało przerażonej gith. Chłopak następnie, wraz z małą Saki podbiegł do swojego brata i pomógł mu wstać. Ból głowy ustąpił i ludzie, którzy stali przy swoich wozach mogli poczuć ulgę.
- Dziękujemy Wam za ratunek - powiedziała rozpłakana kobieta.
- Przepraszamy, ze pojawiliśmy się dopiero teraz inaczej... - zacisnął zęby Seiji patrząc na ciało bez głowy.
- Przeklęte bestie, atakują każdego kto przejeżdża tą drogą! Jechaliśmy, a raczej uciekaliśmy z naszej wioski, która została opanowana przez te stwory - powiedział brodaty mężczyzna.
Do trójki przyjaciół podleciała mała dziewczynka.
- Dziękuję, że uratowaliście mojego tatę - uśmiechnęła się po czym podbiegła do swojego ojca, który leżał na kolanach blondynki, która prawdopodobnie była jej mamą.
- Ile ona ma lat? - zapytał Reiji.
- Dziesięć, ale w naszej wiosce jest jeszcze więcej małych dzieci. Gith wykorzystują je w pracy w kopalni... - człowiek zatrzymał się na moment i zobaczył medalion lwa na szyi braci. - W jesteście z Arcanium! - powiedział. - Proszę was pomóżcie nam! - klęknął przed nimi.
Seiji'emu zrobiło się ich żal. Jednak spojrzał na swoją młodszą towarzyszkę. Nie mógł jej narażać na takie niebezpieczeństwo.
- Przepraszamy, ale nie możemy wam pomóc - powiedział, a na oczach ludzi pojawiły się łzy. - Ale za trzy dni do waszej wioski przybędzie grupa żołnierzy i wyzwoli ją z Gith.
- Macie pojęcie ilu ludzi może jeszcze zginąć przez ten czas! - krzyknął młody mężczyzna z tłumu.
- Te potwory zabrały moją siostrę do kopalni, nawet nie wiem czy ona jeszcze żyje - zaszlochała jedna z kobiet.
- Co z was za ludzie, że nie chcecie pomóc bezbronnym ludziom!
Saki spojrzała na niego z żalem w oczach. 
- Seiji przecież możecie im po... - dziewczyna nie skończyła, gdyż ktoś przeraźliwie krzyknął.
Wszyscy spojrzeli w stronę wozów. I zobaczyli jak mała dziesięcioletnia dziewczyna leży na ziemi, a nad nią stoi jej ojciec, który stał nad ciałem blondynki leżącej w kałuży krwi. Jego twarz zaczęła się kruszyć. Jedna z githyanek podszyła się pod wieśniaka. Ludzie przerazili się i zaczęli uciekać, a Saki widząc to zdarzenie się zagotowało. W jej ręce pojawił się mały nóż. Dziewczyna chciała rzucić się z nim na potwora, jednak Seiji chwycił ją za ramie i podbiegł do bestii, której przeciął ciało. Mała dziewczyna płakała bardzo głośno, Saki podbiegła do niej i przytuliła ją do siebie.
- Nadal nie chcesz im pomóc?! - zapytała zezłoszczona.
Seiji spojrzał na nią, a następnie na podróżnych. Był zakłopotany. Z jednej strony chciał im pomóc, z drugiej bał się o Saki. W końcu podjął decyzję.
- Zabierzcie nas do waszej wioski.

Zimna, wilgotna posadzka. Ciężkie, chłodne łańcuchy na zakrwawionych rękach. Dziewczyna młoda leżała na słomie i szlochała. W jej małej celi było zimno, a w powietrzu unosił się smród gnijącego mięsa. Z pod zropiałych oczu, zakrytych nieco włosami, dziewczyna zauważyła jak w oświetlonej części jaskini za kratami grupa potworów smażyła na ognisku jelenia. Zielone bestie, kłóciły się o to kto zje najlepszą część zwierzęcia. Mała czarnowłosa dziewczyna poczuła głód i zaczęła czołgać się do krat, kiedy to potwory zauważyły, zaczęły się z niej śmiać. Jeden z nich podszedł do niej i rzucił jej kość, która uderzyła ją w głowę. Mała wzięła ją do dłoni i zaczęła przeżuwać w poszukiwaniu skrawków mięsa w tym momencie drzwi do celi otworzyły się, a do celi wlazła ta sama gith. Dziewczyna popatrzyła na nią z nadzieją, że dostanie coś więcej. W dłoni potwora zauważyła worek. Zielony potwór uśmiechnął się i wyciągnął z worka coś co potem cisnął przed małą. Dziewczyna nie wiedziała dokładnie co to jest, czuła tylko smród krwi. Dotknęła przedmiotu i poczuła sierść, nos i rogi. Popatrzyła nieco wyraźniej na przedmiot i zauważyła, że jest to głowa jelenia. Wzdrygnęła się i przyczołgała do ściany, a bestie ponownie parsknęły śmiechem. Przerażona zaczęła głęboko oddychać, po czym ponownie zemdlała.

Saki obserwowała wioskę z ukrycia. Pośród pięciu małych drewnianych domków na placu zauważyła, pracujących przy tartakach ludzi, których obserwowało paru mężczyzn. Nie zauważyła nigdzie, żadnej z gith.
- Zazwyczaj gith przebywają w karczmie, tam jest ich baza w wiosce -  powiedział brodaty mężczyzna wskazując na duży budynek na wzgórzu.
- Ile ich tam przebywa. Ciężko określić, zazwyczaj około dziesięciu. Większość siedzi w jaskiniach za lasem.
- A czy podszywają się pod ludzi?
- Czasem się zdarza, że podszyją się pod kogoś z nas, ale zazwyczaj chodzą w swojej prawdziwej formie, chcą tym nas zdyscyplinować żebyśmy nie robili nic głupiego. Jednak łatwo jest rozróżnić czy jesteś człowiekiem czy gith. Moi ludzie pracują ciężko, podczas gdy tamta dwójka siedzi sobie i ich obserwuje. Gdy do wioski przybędą podróżni gith zaciągają ich do tawerny, gdzie kończą ich życie
- Reiji, masz jeszcze zaklęcie anulowania czarów, zaklęć?
- Tak bracie.
- Rzucimy je na całą wioskę, po czym zaatakujemy. Panie Alo, walka będzie ciężka prosiłbym pana by powiadomił swoich ludzi, by nie wychodzili na zewnątrz. Nie mogę jednak obiecać, że obejdzie się bez ofiar. Za pięć minut mój brat rzuci na wioskę zaklęcie.
- Dobrze, już lecę ich ostrzec.
Mężczyzna odszedł od braci i wszedł do wioski.
- Saki masz się trzymać blisko nas. Zrozumiałaś? 
- Dobrze.
Reiji wyciągnął swoją księgę magii i przekartkował na stronę z zaklęciem anulowania różnego rodzaju czarów.
- Miejmy nadzieję, ze na nie zadziała.
- Słuchajcie ja zajmę się tymi w tawernie, ty natomiast weź grupkę na zewnątrz. Dokładnie kiedy tylko wejdę do gospody masz rzucić zaklęcie.
- Oszalałeś? Nawet nie wiemy ile ich tam może być. A co jeśli znowu ogłuszą cię swoim krzykiem?
- Nie pozwolę im nawet otworzyć gęby - uśmiechnął się chłopak po czym jakby nigdy nic wszedł do wioski.
Reiji i Saki oniemieli. Dwójka mężczyzn, która siedziała na krzesłach spojrzała w jego stronę.
- Joł! Jestem w podróży i chciałbym się u was odpocząć chwilkę. Można tu gdzieś wynająć pokój.
Starszy facet obleciał Seiji'ego wzrokiem, po czym wskazał na tawernę. Ludzie, którzy pracowali przy drewnie chwilowo spojrzeli na chłopaka, ale obleciał ich złowrogi wzrok drugiego mężczyzny. Ci przerażeni wrócili z powrotem do pracy.
- Dzięki wielkie - powiedział po czym ruszył w stronę oberży.
Chłopak zauważył pana Alo, który kazał ludziom przy drugim tartaku ukryć się w domach, kiedy Ci pomału chcieli się rozejść, jeden z mężczyzn zatrzymał ich i wyciągnął drewnianą maczugę. Chłopak wiedział już, że musi być gith, jednak liczył że jego brat zajmie się nim.  Seiji otworzył drzwi do gospody i wszedł do środka. Reiji widząc to zaczął recytować zaklęcie. Po chwili atrament na kartce zniknął, a on ruszył do działania. Mężczyzna z maczugą w dłoni kazał ludziom wracać do pracy, jednak pan Alo zakazał im tego. Zdenerwowany człowiek podniósł swoja broń do góry i już chciał uderzyć starca, kiedy jego twarz zaczęła się kruszyć. Reiji, wraz z Saki wyszli z ukrycia i udali się ku mężczyźnie, który złapał się za twarz. Księga chłopaka uniosła się w powietrzu, a następnie wyrzuciła z siebie magiczna strzałę, która przebiła się przez kruszącą twarz. Mężczyzna upadł na ziemię, a pan Alo wraz z innymi ludźmi zobaczyli chłopaka z dziewczyną, który kazał im ukryć się w domach. W ten jedna z kobiet wyszła mu na przeciw i krzyknęła.
- Nie możecie oni mają mojego syna!
Saki wzdrygnęła się na te słowa.
Ludzie pracujący po drugiej stronie usłyszeli krzyk kobiety i zauważyli, że ich strażnicy zrzucili fałszywą skórę. Wieśniacy przestraszeni rzucili się do ucieczki, ale potwory nie miały zamiaru ich puścić wolno.
Jeden z nich rzucił się na kobietę i przygniótł ją do ziemi. Drugi natomiast chciał zawyć, ale księga Reiji'ego mu na to nie pozwoliła i rzuciła w jego stronę kolejną strzałę, która przebiła stworowi gardło. Ten jednak nie upadł. Złapał się za szyję z której tryskała krew i spojrzał w stronę Reiji'ego. Stwór leżący na kobiecie był trochę zdezorientowany tym zajściem, ale kiedy zobaczył chłopaka bez wahania skręcił kobiecie kark. Jeden z mężczyzn widząc to krzyknął, chwycił za siekierę i ruszył na mordercę dziewczyny. Niezdarnie machnął siekierą, ale gith zatrzymała ją w rękach i złamała. Przerażony mężczyzna upadł na ziemię i spoglądał na potwora, który wstał i chciał go zdeptać, ale wtedy pozostali mieszkańcy również rzucili się na bestię. Gith unikała ich, przy okazji kalecząc niektórych. Bezradni mieszkańcy nadal napierali na stwora bezskutecznie, aż ten rozwścieczony złapał jednego z nich. Młody chłopak krzyczał przeraźliwie w dłoniach gith. Ta podekscytowana, że zaraz dokona egzekucji uniosła swoja prawą dłoń ku górze. Już miała wbić swoje ostre szpony w ciało chłopaka kiedy jej dłoń została odcięta przez falujące złote ostrze. Zaskoczona gith odrzuciła chłopaka na bok, a jej wzrok skierował się na Reiji'ego, który zmasakrował w tym czasie jej przyjaciela.
Oczy potwora zapłonęły złością. 
W tym czasie, kiedy Seiji wszedł do gospody i zamknął za sobą drzwi, jego oczom ukazało się pomieszczenie z piętnastoma osobami, których oczy skupiły się na nim, a po chwili ich twarze zaczęły się kruszyć. Chłopak uniósł swoja dłoń do góry, a po chwili pojawiła się w niej kula ognia którą cisną w stronę siedzących. Ci zaczęli się palić, jednak szóstce udało się uniknąć płomieni. Potwory zdenerwowane wyciągnęły miecze zawieszone przy ich pasach. Chłopak uśmiechnął się i zmaterializował w dłoni magiczną broń, z której następnie wyrzucił falę prądu. Ta jednak zatrzymała się przed wojownikami gith i rozpłynęła się w powietrzu. "Magiczna bariera" domyślił się i zobaczył wśród szóstki uzbrojonych, dwie kobiety gith. Kolejne czarodziejki "gith", z których jedna trzymała wielką laskę. Musiała być przywódcą potworów. Wiedźma, kazała swoim podwładnym ruszyć do ataku na chłopaka. Wojownicy posłuchali jej polecenia i przystąpili do ataku. Seiji stanął na stole i skoczył na pędzących przeciwników, materializując przy tym  wolnej dłoni kolejną kulę ognie, którą następnie potraktował swoją broń. Sztylet chłopaka zapłonął, a pierwszy z przeciwników trochę się zawahał przez co chłopak, rozciął mu brzuch. Drugi zaatakował z góry. Seiji zatrzymał jego atak, a kolejna gith zamierzała przebić mu plecy, jednak chłopak wybił swojemu przeciwnikowi miecz z ręki i go odepchną po czym błyskawicznie potraktował drugiego wojownika, który był za nim ogniem. Wtedy chłopak poczuł ból. Jego ramie zostało przebite bełtem wystrzelonym z kuszy przez gith, która załadowywała następny bełt. Jednak Seiji nie chciał pozwolić na ponowny wystrzał z kuszy. Szybko narysował w powietrzu trzy znaki i podniósł za pomocą magi gith, której wybił miecz z dłoni i cisnął w stronę kusznika przewracając go na ziemię. Kolejna gith chciała zaatakować go w bok, ale chłopak również za pomocą magii wyrwał jej miecz z dłoni, który następnie wbił z serce właścicielowi. Zdenerwowana czarodziejka gith postanowiła pomóc i odskoczyła od swojej starszej koleżanki, a następnie wykonała kilka ruchów dłoni w powietrzu i wyczarowała magiczną broń, którą zaatakowała Seiji. Zaklęcie lewitacji w tym przypadku by już nie zadziałało dlatego chłopak musiał zmierzyć się z czarodziejką. Ich bronie zderzyły się ze sobą wywołując wielki huk. Gith uśmiechnęła się szyderczo, otworzyła usta, ale chłopak widząc to kopnął ją nogą w brzuch. Wiedział, że zamierza go ogłuszyć krzykiem. Czarodziejka odskoczyła i przyklękła z bólu. W tedy wielka fala powietrza, odepchnęła Seiji'ego na zewnątrz budynku. Chłopak upadł na ziemię, a Reiji, który w tym czasie odciął rękę jednej z gith chciał mu pomóc, ale ta wyskoczyła na niego i chciała przebić mu serce. Zaskoczony chłopak zrobił unik, ale ta kopnęła go w bok. Saki widząc to zdarzenie zdenerwowana poczuła przypływ mocy. Kawałki drewna, które znajdowały się w szopie uniosły się ku górze i poleciały w stronę jednorękiego stwora. Ten widząc nadlatujące klocki drewna zaśmiał się i zniszczył parę z nich, a wtedy zobaczył że mała dziewczyna rzuciła się na niego z sztyletem w dłoni, który następnie wbiła mu w serce. Z gospody wyszło kilka kolejnych stworów.
- Dzisiaj możemy oswobodzić naszą wioskę z terroru tych potworów - krzyknął pan Alo i chwycił za siekierę.
Ludzie złapali za widły i inne przedmioty po czym zaczęli pędzić w stronę bestii. Nie byli w ogóle przerażeni. Chcieli po prostu odzyskać swój dom. Wtedy z gospody wyszła przywódczyni, która widząc ludzi pędzących na jej gith, za pomocą swej laski chciała rzucić jakieś zaklęcie, wtedy została ona zniszczona przez elektryczny pocisk. Ludzie rzucili się na pozostałe przy życiu githyanki, a mniej doświadczona czarodziejka, chcąc powstrzymać ludzi zaczęła recytować zaklęcie jednak została przebita, przez sztylet Seiji'ego. Przywódczyni gith widząc swoją porażkę chciała uciec jednak coś oplatało jej nogi i przewróciło na ziemię. Czarne pasy, zaklęcie Kurenai, które księga Reiji'ego wchłonęła parę dni wcześniej okazało się teraz pomocne. Czarodziejka była splątana i nie mogła nic zrobić, a przynajmniej taks się zdawało. Oczy gith błysnęły, a pasy zaciskające jej ciało zniknęły. Kobieta gith wstała i była żądna krwi. Reiji syknął, a jego księga wyrzuciła w jej stronę kolejną strzałę. Tym razem nie srebrna i lśniącą, lecz pokrytą zieloną trującą substancją. Strzała leciała wprost na nią, ale ta postanowiła, że również pokarze swoja moc. Wyciągnęła rękę do przodu, a z dłoni wyleciał język ognia, który roztopił nadlatującą strzałę. Reiji zacisnął zęby, a gith uśmiechnęła się wstrętnie, po czym zrobiła unik przed sztyletem Seiji'ego, a następnie uderzyła chłopaka w plecy, ten lekko się zatoczył, ale utrzymał równowagę i wyczarował w wolnej dłoni magiczny pocisk, którym chciał potraktować wiedźm gith. Pocisk jednak rozpłynął się przed wiedźmą, którą nadal chroniła bariera. Wiedźma uniosła swoje ręce ku górze i cisnęła w blondyna strumień ognia. Chłopak zasłonił się swoim płaszczem, który następnie błyskawicznie co dało czas do ataku gith. Złapała chłopaka za rękę i wykręciła mu ją. Seiji klęknął przed gith i nie mógł nic zrobić. Zła git uśmiechnęła się i chciała zabić chłopaka jakimś zaklęciem, ale coś musnęło jej policzek. Kobieta gith poczuła czyjąś obecność za sobą, a następnie szybko chciała się odchylić a jej bok został przebity, przez sztylet. Ciemna krew siknęła na trawę, a ręka gith zrobiła się luźna dzięki czemu Seiji mógł oswobodzić się z pod jej nacisku i odskoczył do tyłu. Gith odskoczyła na bok i zobaczyła osobę odpowiedzialną za jej ranny bok. Mała dziewczyna o czerwonych włosach z wyraźną złą miną na twarzy i płonącymi oczyma. To była Saki. Reiji widząc ją zdziwił się mocno. Jak w tak krótkim czasie ona pojawiła się za wiedźmą? Rozgniewana gith wyczarowała w swojej dłoni płonący sztylet, a następnie rzuciła się na Saki. Dziewczyna widząc nadlatującą bestie przeraziła się i upadła na ziemię, a magiczna broń w jej ręce zniknęła. Płonący sztylet był coraz bliżej małej, która zamknęła oczy z przerażenia. Myślała, że już jest po niej. Saki usłyszała tylko dźwięk zderzających się dwóch broni. Otworzyła pomału swoje oczy i zobaczyła Seiji'ego, który odepchnął atak gith. Zezłoszczona wiedźma gith rozejrzała się po wiosce. Wszyscy jej wojownicy leżeli martwi u stóp rannych wieśniaków. Krew zagotowała się w niej. Odepchnęła Seiji'ego, który upadł na plecy tuż obok swojej małej towarzyszki, a gith wycelowała swój płonący sztylet ku górze. Powietrze zaczęło falować z gorąca wokół gith, która szykowała się do zadania ostatecznego ataku. Ciało wiedźmy zapłonęło, oczy jej się zaświeciły. Przerażeni mieszkańcy wioski zrobili kilka kroków w tył. Reiji chciał ją powstrzymać, ale magiczna moc odepchnęła go na ziemię. Nad płonącą wiedźmą pojawiła się kula ognia, którą chciała rzucić na wioskę i jej mieszkańców kiedy nagle wiedźma poczuła przeszywający ból. Ogromna ognista kula zaczęła znikać, a gith popatrzyła na dół i zobaczyła jak Saki trzyma sztylet, który przebija jej serce. Gith upadła na ziemię, a Saki klęknęła przed nią i patrzyła na swoje zakrwawione ręce. Reiji podbiegł do dziewczyny i objął ją w ramiona, żeby ja uspokoić.  Wszystkie gith we wsi, zostały pokonane. Pan Alo podszedł do braci i im podziękował za pomoc.
- Głupcy! - krzyknęła jakaś kobieta. - Oni teraz zabiją porwane dzieci, a potem nas!
Wszyscy popatrzyli na siebie z żalem w oczach.
- Odzyskamy wasze dzieci - powiedział Seiji.
- Ich jest jeszcze dużo w samych kopalniach. Nie dacie tamtym rady, są o wiele groźniejsze! - kobieta klęknęła na ziemi i zaczęła płakać.
Ludzie zasmuceni tym faktem nie wiedzieli co zrobić. Saki pomogła Reiji'emu, wyciągnąć z ramienia Seiji'ego bełt, po czym chłopak znalazł w swojej księdze zaklęcie leczące rany, którym pomógł swojemu bratu. Chłopak wstał podszedł do ludzi i zapytał.
- Gdzie są te kopalnie?
- Na wschód od wioski można dojść tam tą drogą - powiedział pan Alo.
- Udamy się tam i uratujemy dzieci. Jeśli natomiast nam się nie uda, wasi przyjaciele w ciągu najbliższych kilku godzin dotrą do Kaszten skąd przybędzie więcej ludzi z Arcanium i wam pomoże - uspokoił ich chłopak. - Reiji myślę, że powinniśmy wyruszyć od razu.
- Ja też chcę z wami iść
- Nie Saki ty zostajesz! - krzyknął starszy z braci.
- Ale dlaczego? Przecież dam sobie radę! Nie widzieliście jak poradziłam sobie z tamtym gith?
- To zbyt niebezpieczne. Żałuję, ze w ogóle zgodziłem się żebyś z nami przyszła zamiast jechać z resztą do Kaszten.
Dziewczyna spojrzała na braci z żalem w oczach, po czym odwróciła się od nich i pobiegła pomóc wieśniakom.
- Poczułeś ten przypływ mocy, prawda? - zapytał się Seiji.
- Tak. ma w sobie moc. 
- Ale nie potrafi z niej w pełni kontrolować, widziałeś jak wyczarowała ten sztylet, po czym bez wahania przebiła nim serce gith?
- Tak samo zrobiła z inną gith. Chcesz ja nauczyć kontrolować swoją moc?
- Jak tylko dotrzemy do Kaszten. Tym czasem powinniśmy już ruszać.
Powiedział chłopak patrząc na Saki, która bandażowała ranną rękę jednemu z wieśniaków.

Rozdział 6

W książce nie znajdowało się nic ciekawego, prócz podstaw magii, dlatego czerwonowłosa rzuciła ją tak jak pozostałą resztę do kominka. Przeglądając po kolei kolejne książki natknęła się na coś ciekawego. Rozdział nosił nazwę "homunculus czyli jak stworzyć sztucznego człowieka"
"Interesujące...",pomyślała, ale nie mogła długo nacieszyć się lekturą, gdyż do sali wszedł pewien mężczyzna.
- Pani Kaori, przeszukaliśmy już dom, nie ma tu już nic godnego uwagi - powiedział.
Kobieta zamknęła lekturę i tak jak pozostałe rzuciła ogniowi na pożarcie. Podeszła do stołu na którym leżała jedyna książka, która ją interesowała, a zdobycie jej wcale nie było takie łatwe, mimo, że znajdowała się w tej samej sali, w której obecnie się znajdowali, jednak w jej ukrytej za pomocą magii części. Dla niedoświadczonego czarodzieja odkrycie iluzji mogło by być kłopotliwe, ale bardziej kłopotliwsze było by przejście przez magiczną pułapkę, która gdy tylko się znajdziesz w polu jej rażenia twoje ciało od razu spaliłby ogień. Kaori zaliczała się do tych doświadczonych magów, można by również rzecz, że należy do elity Dagedars. Wzięła w ręce czerwoną skórzaną księgę, która również była chroniona zaklęciem magicznym, ale i ono nie dało rady jej zatrzymać przed dobraniem się do jej zapisków. Otworzyła ją, po czym zdziwiła się mocno. Nie znajdowało się w niej to co ostatnim razem. Na pierwszej stronie zamiast "Księga czarów Mari Kamatsuzaki" widniał tytuł "Nowo poznane zaklęcia Saki".
"Czy to kolejne zaklęcie zabezpieczające?" pomyślała, ale nie wyczuła ani odrobiny magii. Przekartkowała książkę w nadziei, że jednak może być to kolejne zaklęcie iluzjonistyczne, ale nie.
Książka, którą Kaori trzymała w dłoniach nie była tą samą, którą zdobyła w bardzo wymagający sposób. Nagle przyszło jej coś do głowy.
- Ta mała gówniara... - powiedziała po czym rozdarła książkę. - użyła zaklęcia podmiany, ale kiedy?
Na twarzy kobiety pojawiła się złowroga mina. Nagle przypomniała sobie, że Saki kiedy ją atakowała szykowała w lewej dłoni zaklęcie, którego jak wydawało się Kaori, nie udało się wywołać.
- Nazel zwołaj resztę. Nasze polowanie nadal trwa.

Deszcz padał nie ubłagalnie. Krople wody spływały po płaszczu Ariana, który prowadził powóz. Riana leżała w wozie, była cała blada, a czoło miała rozpalone od gorączki. Dobrze, że udało nam się zdobyć kryty wóz, w przeciwnym razie mogło być z dziewczyną gorzej z powodu deszczu. Kiedy tylko oddaliliśmy  się od ludzi z Dagedars i upewniliśmy się, że jesteśmy bezpieczni Ren, zabrała ode mnie zioła lecznicze, które kupiła Mari u zielarki w wiosce i kiedy je podała naszemu dowódcy dowiedzieliśmy się czegoś okropnego. Riana zataiła przed nami, że podczas walki w Grindel została zraniona przez jedną z gith w bark. Rana niby nie była poważna, ale mogło dojść do zakażenia. Po opatrzeniu rany, przez jej starszą koleżankę, Arian zabrał ją na barana i niósł przez kilka godzin po czym zauważyli, że przy jednym z przydrożnych domów znajduje się właśnie kryty wóz. Blondyn postanowił wypożyczyć go od właściciela, co nie było takie proste. Starszy człowiek był bardzo przywiązany do swojego pojazdu, jednak kiedy Arian zaproponował mu zapłatę, od razu się zgodził.
Ren siedziała zaraz przy Rianie. Z nią też nie było za dobrze. Martwiła się swoją przyjaciółką, ale również żal jej było Saki, która siedziała skulona po drugiej stronie wozu. Ja siedziałem obok niej mocno pokiereszowany wybuchowym zaklęciem Kaori, ale również ciężką ręką Ren, która uderzyła mnie zaraz kiedy odzyskałem przytomność za moją bezmyślność. Saki siedziała oparta o skrzynię, twarz miała schowaną między nogi. Nie odzywała się od czasu kiedy uciekliśmy z jej domu. Przez pewien czas płakała bardzo mocno, ale po jakimś czasie zamknęła się w sobie. Nagle Arian zawołał.
- Mamy szczęście, jest tutaj zajazd możemy zostać tu na noc 
- Co za ulga, oby mieli wolne pokoje - westchnęła Ren.
Zajazd z zewnątrz wyglądał całkiem znośnie. Jego ściany porastał bluszcz. Nie wydawał się duży, jednak kiedy weszliśmy do środka zobaczyliśmy dużą salę, w której ustawiono kilka stołów, przy których siedzieli jeszcze goście. Głównie kupcy i miejscowi, którzy gdy tylko ujrzeli Ariana z ranną Rianą na plecach, pomału wyszli ze stołu i przeszli do sąsiedniej sali na co zwróciła uwagę Ren,
- Dzień dobry w czym możemy służyć? - przywitała nas miła dziewczyna, która po pewnym czasie się wystraszyła.
- Możemy liczyć na jakiś wolny pokój? - zapytała Ren.
- Chwileczkę zaraz zobaczę - powiedziała po czym szybko opuściła izbę.
Tak samo reszta gości szła kierowała się do bocznej sali.
- Co się dzieje?- zdziwiłem się.
W końcu usłyszeliśmy znajomy śmiech. Szybko spojrzeliśmy na drzwi, prowadzące do drugiej izby. Stała w nich Rie.
- Długo nie musieliśmy was szukać, odbiorę teraz to co nasze! - zarechotała po czym rzuciła w naszą stronę swoje igły.
"To jakiś żart?" Pomyślałem, jeszcze nie wróciliśmy do sił, a oni już wrócili pełni chęci do dalszej walki.
Nie mogliśmy nic zrobić. Arian, nie dałby rady wyciągnąć swoich ostrzy z powodu Raiany, a Ren miała przy sobie Saki. Ja tak samo nie zdążyłbym wyciągnąć swojego miecza i absorbować zaklęcie. Nikt z nas nie spodziewał się walki. Igły leciały nieubłaganie, jednak na ich drodze pojawiła się barwna bariera, w którą uderzyły.
- Co znowu!?
Igły opadły na ziemię. Skorzystałem z okazji i wyciągnąłem miecz z pokrowca na plecach. Rie wyraźnie zakłopotana, sięgnęła do kieszeni w swoim płaszczu, kiedy nagle ktoś powiedział.
- Powstrzymajcie się!
Wszyscy spojrzeliśmy w stronę drzwi wejściowych, w których stali dwaj mężczyźni. Oboje mieli blond włosy jednak pierwszy, który się odezwał miał nieco dłuższe, zielone oczy i był wyższy od swojego brązowookiego kompana. Każdy z nich był ubrany w czarny płaszcz.
- Powstrzymajcie się! - powtórzył.
- A wy się nie wtrącajcie! - krzyknęła Kurenai, która chciała zaatakować ich od tyłu, ale z płaszcza niebieskookiego wyleciała księga, która wchłonęła czarne pasy.
Chłopak zabrał książkę do ręki i zaczął ją czytać.
- Pasy skrępowania. Zaklęcie drugiego poziomu o zasięgu mniej więcej dziesięciu do piętnastu metrów, którego celem jest skrępowanie przeciwnika. Mało efektywne.
Kurenai mocno się zdenerwowała. Zaklęcia magiczne dzieliły się na dziesięć poziomów. Zależnie od ich mocy i siły rażenia, począwszy od zero poziomowych podstawowych zaklęć jakimi były na przykład wytworzenie światła, bądź zaklęcie podmiany, skończywszy na bardzo silnych zaklęciach dziesiątego poziomu, które mogły by zniszczyć nawet kontynent.
- Taki jesteś cwany? Zobaczymy co teraz powiesz.
Kurenai uśmiechnęła się złośliwie, a z podłogi wyleciały pasy, które związały dwójkę nieznajomych. Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech triumfu, ale nie na długo. Dziewczyna poczuła, że coś jest nie tak, a zaklęcie, które związało jej przeciwników nagle zostawiło ich w spokoju po czym poleciało w stronę właścicielki. Kurenai nie mogła uwierzyć w to co się teraz stało. Jej własne zaklęcie skrępowało ją od stóp do głowy.
- Co to za magia?
- Pierwszo poziomowe zaklęcie kontrolowania przedmiotów.
- Jak zaklęcie pierwszego poziomu mogło, zawładnąć nad moimi pasami - dziwiła się dziewczyna.
- Z uwagi na perfekcyjne wyszkolenie zaklęcia przez mojego brata, można je przypisać spokojnie na poziom trzeci - wyjaśnił chłopak.
Zaklęcia mimo, że były przypisane do danego poziomu mogły być, również szkolone co powodowało zwiększenie ich skuteczności, czasu wywołania a tym samym rósł ich poziom i możliwości. Proces ten był jednak bardzo czasochłonny i dlatego większość magów wolała uczyć się innych zaklęć o podobnym działaniu.
Kurenai zaniemówiła, wpatrywała się tylko z złością na dwójkę nieznajomych.
- Zabierz swoją koleżankę i zmykajcie stąd - zwrócił się do Rie.
Rie parsknęła, jednak wiedziała, że nie mają szans z piątką, którą ścigali oraz dwójką braci. Dziewczyna powoli kierowała się ku wyjściu, przeszła pomiędzy nieznajomymi, a następnie podeszła do skrępowanej Kurenai. Wyczarowała ostrą igłę i rozcięła czarne pasy, ale już nie pomogła jej wstać. Spojrzała w naszą stronę i powiedziała "To jeszcze nie koniec Arcanium", po czym obie odwróciły się do oberży plecami i zniknęły w ciemności.
- Myślę, że już nie będzie z nimi problemu. Nic wam się nie stało? - zapytał troskliwie wyższy mag.
- Nie, nic takiego. Chociaż mam wrażenie że serce mi bije jak oszalałe. Czy mógłbyś to sprawdzić? - zapytała się Ren z flirciarskim spojrzeniem na chłopaków.
- Nie potrzebowaliśmy waszej pomocy! - powiedziała Riana.
- Pani kapitan tak..
- Cicho Ren! - powiedziała, po czym spojrzała w stronę dwóch mężczyzn. - Nie spodziewałam się spotkać w takim miejscu braci Nadakai.
Ren i Arian zdziwili się mocno. Natomiast ja nie bardzo zorientowany w sytuacji postanowiłem się zapytać.
 -Bracia Nadakai? Znasz ich?
- Bracia Reiji i Seiji Nadakai zwani również podróżującymi braćmi, są jakby to rzecz poszukiwaczami skarbów, a ich głównym celem jest legendarna księga Merlina - wyjaśniła Riana.
Zaskoczyła mnie ta informacja. Ta młoda dwójka poszukiwaczami skarbów.
- Tak to prawda, Legenda głosi, że księga najpotężniejszego maga, który stąpał po ziemi Merlina może spełnić wszystkie najskrytsze marzenia człowieka.
- Naprawdę, czyli jakbym miał taką księgę mógłbym poprosić o wszystko co zechcę? - zapytałem.
- Tak.
- Czyli mógłbym sprawić, że laski zaczęły by na mnie lecieć! - wykrzyknąłem głupio z siebie.
Rianie już puściły nerwy, wyciągnęła z pochwy zawieszonej na jej pasie pistolet i strzeliła do mnie kilka razy, szczęśliwie uniknąłem kul.
- Co ty robisz chcesz mnie zabić?
- Głupku, księga nie służy do takich rzeczy!
- Ooo... Haru czyżbyś nie miał szczęścia w miłości? Chodź niech no cię pocieszę! - powiedziała Ren przyciskając mnie do swoichpiersi.
-Jeśli miałbyś takie życzenie - zaśmiał się Reiji. - Jednakże - uśmiech zniknął z twarzy chłopaka, a jego mina zrobiła się poważna. - Księga w nieodpowiednich rękach, może sprawić wiele szkód.
Wszystkim miny spoważniały.
- Ale, czekajcie jeśli Arcanium zdobyło by tą księgę mogliby sprawić, że pokój na świecie w końcu by zapanował - wydedukowałem.
- Dlatego jej poszukujemy. To główny cel braci Nadakai z Arcanium - pochwalił się Seiji.
- A więc, wy również należycie do Arcanium? - zdziwiłem się.
- Tak, dokładnie. Jeśli moglibyśmy wiedzieć, czemu naraziliście się tej dwójce?
- Długo by opowiadać, ale nie będziemy przecież tak stać, usiądźmy - zaproponowała Riana
Całą grupą usiedliśmy przy jednym z większych stołów, które znajdowały się w zajeździe i zamówiliśmy jedzenie. Kelnerka nie co przerażona szybko przygotowała zamówione potrawy i podała grupie podróżnych. Riana, wraz z Arianem opowiedzieli o całym zajściu jakie miało miejsce w domu Saki. O tym jak Riana spadła z mostu, zraniła się w nogę i jak spotkali Saki, która zaproponowała nam pomoc jej siostry, a następnie o ataku Dagedars na dom, oraz o tym kim była siostra Saki. Kiedy Riana wypowiedziała jej nazwisko, Seiji od razu przerwał.
- Mari Kamatsuzaki!? Czyli ty jesteś jej młodszą siostrą?
Saki nie odpowiedziała, lecz skuliła się na krześle.
- Nie odzywa się odkąd... - Ren w ostatniej chwili ugryzła się w język.
Seiji spoglądał przez chwilę na nią, po czym zrozumiał co musiało się stać. Dziewczyna wiele przeszła i niełatwo było jej wysłuchiwać tej opowieści. Mężczyzna spojrzał na małą i zrobiło mu się jej żal. W pewnym momencie zauważył, że na jej szyi zawieszony jest amulet, połyskiwał na nim niewielki żółty klejnot. Mężczyzna zdziwił się mocno i chwycił na zawieszony na swojej szyi dokładnie taki sam amulet, z tą różnicą, że klejnot był zielonego koloru.
-Saki, ładny amulet masz na szyi, patrz mam podobny.
Dziewczyna spojrzała na trzymany w ręce amulet Seiji'ego, po czym złapała się za swój.
- Należał do mojej siostry. Dała mi go na moje urodziny - powiedziała.
Riana mocno się zdziwiła, a zarazem ulżyło jej, że Saki w końcu się odezwała.
- Ja swój, mam również po siostrze. Jest on jedyną pamiątką, jaką po niej mamy.
Seiji ściągnął amulet z szyi i podał Saki. Ta nie pewna, w końcu wzięła go w ręce. Był lekki, ważył tyle co jej. Dziewczyna pogładziła zielony klejnot, po czym odwróciła amulet na drugą stronę, gdzie znajdował się symbol strzelca. Na jej amulecie, zamiast strzelca znajdował się symbol skorpiona.
- Powracając do tej dwójki - zaczął Reiji. - Ta kobieta mówiła, że odbierze to co im zabraliście. O co jej chodziło?
- Nie mam pojęcia - odparła Riana i kątem oka zobaczyła, że Saki przyciska do siebie swoją kurtkę i zaczyna się trochę denerwować. -  Saki, czy ty może coś wiesz?
Dziewczyna wstała z krzesła, położyła na stole amulet Seiji'ego i wyszła z zajazdu, nie reagując na wołanie Riany i Ren. Seiji wyszedł za nią. Saki usiadła na schodach, a chłopak tuż obok niej. Siedzieli tak koło siebie kilka minut po czym chłopak w końcu postanowił się odezwać.
- Wiesz... Jakby Ci to powiedzieć, Moja siostra zaginęła, kiedy miałem trzynaście lat. Wyszła z domu jak co dzień zrobić, zakupy na targu. Minęła pierwsza, godzina, druga, trzecia, a ona nie wracała. W końcu postanowiłem wyjść i jej poszukać. Na targu jednak nikt jej nie widział, ale kiedy wracałem do domu, natknąłem się na kupca, który wymachiwał właśnie tym amuletem w palcu. Zapytałem się skąd go ma ale odparł mi, że to nie moja sprawa. W końcu nie wytrzymałem i uderzyłem go w twarz, po czym powiedział mi, że znalazł go przy pobliskim lesie. Wyrwałem, mu z ręki amulet i jak najszybciej pobiegłem do lasu poszukać mojej siostry. Jednak moje poszukiwania okazały się bezowocne, a zamiast jej spotkałem tylko watahę wilków. Bałem się, że już będzie po mnie. Wspiąłem się na pobliskie skały, by wilki mnie nie złapały, ale za mną pojawił się chyba przywódca stada. Warknął na mnie po czym skoczył. Zamknąłem oczy z przerażenia, po czym usłyszałem pisk i skamlenie wilka, a gdy je otworzyłem zobaczyłem przed sobą mężczyznę w ciężkiej zbroi. Na jego płaszczu widniał symbol Arcanium. Człowiek ten miał w dłoni świecący miecz, którym odstraszył wilki, po czym zabrał mnie do mojej wioski. Kiedy zapytał się mnie co robiłem sam w lesie, powiedziałem, że szukałem mojej siostry. Ten pokazał mi kawałek materiału, który należał do jej sukienki. Wilki musiały ją dopaść, wcześniej, ale ja w to nie mogłem uwierzyć. Wierzę, że moja siostra żyje, gdzieś tam, a ja będę jej szukał do póki jej nie odnajdę, a kiedy wreszcie się spotkamy oddam jej ten amulet.
- Przykro mi - rzekła Saki. - Jak twoja siostra się nazywała?
- Eli.
Saki przygnębiona wyciągnęła z kurtki czerwoną księgę.
- Wiesz ja mam już tą pewność, że moja siostra nie żyje, a ta księga była dla niej bardzo ważna i nie pozwolę Dagedars jej dorwać. Jeżeli to prawda, że Księga Merlina może dokonać cudu to chciałabym, aby moja siostra powróciła do życia. Dlatego, też proszę zabierz mnie ze sobą, a oddam Ci wszelkie zapiski prowadzone przez moją siostrę na temat tej księgi.
Seiji spojrzał na nią niepewnie. Uśmiechnął się, po czym wstał i wyciągnął do małej rękę.
- W takim razie od jutra zaczniesz nowy rozdział w swoim życiu. Jako poszukiwacz skarbów z Arcanium będziesz musiała być przygotowana na najgorsze, a to oznacza że będziesz musiała stać się silniejsza. Czy chcesz zostać moją uczennicą i razem z moim bratem uczestniczyć w poszukiwaniach starożytnych artefaktów w tym Księgi Merlina?
- Tak - odpowiedziała bez wahania, po czym złapała chłopaka za rękę i weszła z nim do gospody.
Podeszli do nas, po czym Saki położyła skórzaną księgę na stół. Reiji wziął ją do ręki, delikatnie pogładził okładkę,a Riana od razu się zapytała.
- Czy to jest ta księga, którą Kaori...?
- Tak.
- A le jak udało Ci się ją odzyskać? - dziwiła się Riana.
- Proste zaklęcie podmiany - pochwaliła się.
- Czyli to tego przedmiotu od nas chcieli.
- O to co teraz zrobimy. Zabieramy małą ze sobą...
- Jak to!? Nie możecie! - zaprotestowała Riana
- To moja decyzja, chcę dołączyć do was i chcę odnaleźć Księgę Merlina.
Riana spojrzała na zdecydowaną Saki. Nie spodziewała się tego z jej strony. Uśmiechnęła się i powiedziała.
- Dobrze skoro taka jest twoja wola, ale co zrobimy? Dagedars będzie ją ścigało.
- To również przemyślałem. Rejij, masz jeszcze to zaklęcie przemiany zapisane w księdze? - zapytał brata.
- Poczekaj - chłopak otworzył swoją księgę, zaklęć i przekartkował ją, aż wreszcie natknął się na zaklęcie, o które prosił go brat. - Tak, mam. Zaklęcie przemiany, dzięki niemu można przemienić się w dowolną osobę, potrzeba tylko kosmyka włosów tej osoby.
Saki wyrwała sobie z głowy kilka włosów, po czym położyła je na księgę.
- Teraz ktoś z was przemieni się w małą dla zmylenia przeciwnika.
Rianie błysnęło w oczach po czym spojrzała na mnie.
- Ja odpadam, mnie magia się nie ima - uśmiechnął się, po czym jej wzrok powędrował w stronę Ariana.
- Ja, ale czemu to akurat musi być mężczyzna?
- Pani Kapitan, nie chcę się wtrącać, ale może lepiej niech przemieni się w Saki ktoś, kogo oni nie widzieli? - wtrąciła się Ren.
- Ale kto? - zapytała, po czym cała jej drużyna spojrzała na nią. - Ja, ale przecież oni nas wszystkich widzieli, poza tym jestem kapitanem - zaprotestowała.
- Tak, ale najmniej pani udzieliła się w walce z nimi.
- Ren, ja Cię... Ah no dobra niech wam będzie.
Ren przybiła piątkę z Arianem i ze mną, a rudowłosa dziewczyna parsknęła poirytowana.
- Dobrze. Riano. Jutro z samego rana zrealizujemy nasz plan tym czasem życzę wszystkim spokojnej nocy - powiedział Seiji po czym udał się do swojego pokoju.
Saki przez pewien czas spoglądała jak krople wody uderzają w okno. Wyciągnęła księgę i amulet siostry i popatrzyła na nie przez chwilę. "Będzie dobrze", powiedziała w duchu.
Zszedłem do głównej sali, wszyscy już na mnie czekali. Miałem powiedzieć "dzień dobry", ale urwałem w połowie, gdyż dostrzegłem złą minę Riany, która spoglądała w moją stronę. 
- Dzień dobry Haru. Jak się spało? - zapytała się Ren.
- Dobrze.
- Skoro już wszyscy jesteśmy, możemy zacząć, Riano czy jesteś got...
- Już jestem, rób swoje - przerwała Rejij'emu.
- Dobrze.
Chłopak wziął swoją księgę w dłonie, znalazł stronę z zaklęciem przemiany, położył na nim włosy Saki, po czym zaczął recytować zaklęcie, a następnie dmuchnął we włosy, które poleciały na Rianę. Atrament zapisany na stronach zniknął, a wokół dziewczyny pojawił się kłębek dymu, który zaczął ją otaczać, aż całkowicie w nim zatonęła. Błysnęło kilka razy, po czym biały dym zaczął pomału się ulatniać, a za niego, dostrzegliśmy, małą dziewczynkę, całkowitą kopię Saki w nieco zwisających ubraniach. Kiedy Riana zauważyła, że jej koszulka zaczyna zsuwać jej się na biust, złapała ją i uklękła. Po czym zawstydzona krzyknęła.
- A co z ubraniami?
- Zaklęcie nie kopiuje ubrań, ale gospodyni powinna coś mieć w rozmiarze Saki - powiedział Reiji, po czym poszedł poprosić o ubrania.
Widząc klęczącą Saki zakrywającą swoje piersi zachciało mi się śmiać. Teraz to ona musiała trzymać swoje ubrania, by jej nie spadły odkrywając pewne części ciała.
- A tobie co odbija? - zapytał po czym zawstydzona domyśliła się co chodziło chłopakowi po głowie.- Ty zboku! To nawet nie moje ciało!
- Ale ja... ja nawet nie miałem tego na myśli! - broniłem się.
Saki przyglądała się im, aż w końcu zrozumiała o co chodzi. Zarumieniła się i zauważyła, że mój wzrok powędrował na nią, po czym nieco się przestraszyła i starała się mnie uniknąć.
- Saki dobrze się czujesz? - zapytałem.
Dziewczyna zaczęła się denerwować i pocić, a kiedy zrobiłem w jej stronę krok krzyknęła zawstydzona. Nie wiedząc o co jej chodzi zatrzymałem się, a Ren uderzyła mnie w głowę.
- Haru, niech te czarne myśli wyjdą Ci z głowy!
- Ja nawet nie pomyślałem o tym co wy.
Do sali wrócił Reiji.
- Mam, rozmiar powinien się zgadzać - powiedział i wręczył Rianie zieloną sukienkę.
Riana nie zbyt zachwycona, wyrwała mu ją z ręki i wstała, a jej spodnie zsunęły jej się po pośladkach odkrywając jedwabną bieliznę z misiem. Dziewczyna nie świadoma tego zauważyła, że wszyscy patrzymy na nią trochę zawstydzeni i rozbawieni, ale ja nie wytrzymałem i powiedziałem.
- Ładny miś.
Riana przez chwilę zastanawiała się o co mi może chodzić, aż wreszcie zobaczyła, że szorty odkryły jej bieliznę. Zawstydzona nie wiedziała co zrobić ale Ren natychmiastowo wzięła sprawy w swoje ręce. Spojrzała wrogo w stronę panów i wyczarowała elektryczną kulę, którą cisnęła w nas krzycząc.
- Wynocha stąd! Tu się przebiera!
Ja, Arian i bracia szybko uciekliśmy do sąsiedniej sali, przed wściekłą Ren i poczekaliśmy, aż Riana ubierze zielona sukienkę.
Po 5 minutach pozwolili nam wejść. Dziewczyna ze smętną miną spojrzała w naszą stronę. Nie wyglądała tak źle w nowym stroju.
- Dobra to jaki mamy plan? - zapytała się w końcu.
- Tak Saki, uda się z nami na północ do Resztar. Tam przejdzie szkolenie i najprawdopodobniej zostanie członkiem naszej drużyny. Wy natomiast udacie się do głównej bazy.
- A co jak to nie wypali? I ich celem okażecie się wy? - zapytał Arian.
- Wtedy damy im popalić tak jak poprzednio - uśmiechnął się Sejij.
- Nie zapominajcie, że naszym przeciwnikiem jest nie byle kto, ale czarodziejka Kaori Rid. Nie powinniśmy jej lekceważyć - przypomniała Riana.
- Kaori Rid.
Saki wypowiedziała to imię z wielką nienawiścią i pogardą. Zacisnęła dłonie jak najmocniej, a na jej twarzy pojawiła się oznaka złości i zdenerwowania. Położyłem na jej ramieniu dłoń po czym dziewczyna się uspokoiła.
- Cóż pozostaje nam wierzyć, że połknął haczyk - rzekł Rejij.
- Tak ja jako przynęta - westchnęła Riana - Dobra myślę, że jesteśmy gotowi - powiedziała zdecydowana dziewczyna po czym podeszła do Saki i przytuliła ja do siebie. - Uważaj na siebie mała.
Ren również podeszła do małej czarodziejki i wzięła ją w swoje ramiona.
- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy - powiedziała z łzami w oczach.
- Na pewno - pocieszyła ją.
Arian wyciągnął do Saki dłoń i życzył powodzenia.
- Szkol swoje umiejętności magiczne i niech całe Arcanium usłyszy o potężnej czarodziejce Saki Kamatsuzaki - powiedziałem.
- Dziękuję Haru - uśmiechnęła się po czym pocałowała mnie w policzek.
- Dobrze, a więc czas ruszać.
Cała grupa wyszła z zajazdu po czym, rozdzieliliśmy się i odeszliśmy w przeciwnych kierunkach.
Ren  siedziała, wraz z Arianem na miejscu woźnicy. Wciąż myślała o Saki i braciach, a w duchu modliła się, żeby Dagedars ich nie dorwało. Droga prowadziła przez iglasty las, mogliśmy się już czuć bezpiecznie, gdyż znajdowaliśmy się dość blisko stacji kolejowej, którą możemy pojechać prosto do Deven, gdzie mieściła się siedziba główna Arcanium na kontynencie. Stacja kolejowa, była tuż za wąwozem do którego właśnie wjechał nasz wóz, kiedy nagle zawiał lekki wiaterek, a Arian dostrzegł, że coś jest nie tak. Igły ze świerków, które znajdowały się nad nami oderwały się od drzew i poleciały wprost na nas. Wbiły się w płachtę wozu, po czym zapłonęły. Riana wraz ze mną wyskoczyła z płonącego pojazdu i pobiegliśmy co sił w stronę wyjścia, ale wielki głaz nagle spadł na przejście blokując je przy tym. Obejrzawszy się zobaczyliśmy Nazela, który zeskoczył z jednej ze ścian wąwozu. Arian chciał sięgnąć po swoje miecze, jednak czarne pasy chwyciły jego ręce i nie mógł nimi poruszyć. Ren natomiast wypowiedziała zaklęcie i wytworzyła kulę elektrycznej mocy, którą rzuciła w stronę grubasa. Ta jednak zderzyła się z impetem o inną czerwoną falę energii, przy czym wybuchła. Dziewczyna zasłoniła oczy, przed dymem i wtedy nagle szybko z dymu wyleciała Rie, która wbiła jej w rękę kilka igieł. Wyciągnąłem swoją broń i szybko poleciałem w stronę obezwładnionego Ariana by go uwolnić jednak coś błyskawicznie mignęło mi koło oka i drasnęło policzek, z którego lekko wysączyła się krew. Zobaczył, że Nazel podrzucał w ręku kamyk i od razu zrozumiałem, że to co drasnęło mnie w policzek to musiał być jeden z tych kamieni, jednak nie przejąłem się tym bardzo. Przygotowałem broń do ataku, zrobiłem krok naprzód... i wtedy wpadłem w pułapkę grubasa. Dół głęboki na 5 metrów, musiał być przygotowany specjalnie dla mnie. Cała ta zasadzka była dobrze przemyślana i zorganizowana. Wiedzieli, że będziemy chcieli się dostać do Deven, dlatego wcześniej przyszykowali to wszystko. Riana patrzyła na naszą złą sytuację. Arian splątany, przez czarne pasy, Ren z igłami w ręce i ja w pięcio metrowym dole. Dziewczyna mocno zacisnęła zęby i już miała sięgnąć po broń, kiedy nagle usłyszała ten denerwujący śmiech. Wiedziała, że już kto się zbliża. Kaori weszła do wąwozu i spokojnie kierowała się w stronę Riany, całkiem pewna siebie. Nie wiedziała, że dziewczyna do której się kieruje to nie jest Saki.
- Musze Ci pogratulować mała gówniaro - uśmiechnęła się. - A teraz proszę oddaj mi księgę Mari. - syknęła wyciągając do niej rękę.
Riana sięgnęła do do kieszeni i pomału wyciągnęła z niej swój pistolet po czym strzeliła w stronę wiedźmy. Kaori zaskoczona tym chciała się odwrócić, ale nie dała by rady. Na jej twarzy pojawił się wyraz przerażenia. Kula leciała w jej stronę i była tuż przy czole, kiedy nagle zwolniła tępo, nie nie zwolniła tylko się zatrzymała. Wiedźma uśmiechnęła się szyderczo i wzięła łuskę w ręce po czym powiedziała.
- Żartowałam.
A łuska zamieniła się w pył, który rozwiał wiatr.
- My też żartowaliśmy - uśmiechnęła się Riana.
Kaori spojrzała na nią ponownie zaskoczona, a Rianę objął obłok dymu, po czym czarodziejka zobaczyła, że mała dziewczyna która stała przed nią to nie jest Saki. Rie również zaskoczona spojrzała na Ren. Ta uśmiechnęła się i uderzyła ją elektryczną kulą odrzucając ją od siebie na pięć metrów. Arian natomiast podskoczył przy czym wywołał falę wiatru, dzięki której czarne pasy się zerwały. Błyskawicznie sięgnął po miecze, a następnie posłał wiatr w stronę drzewa z którego dochodziły pasy. Kurenai zleciała z niego i spadła na ziemię. Ja natomiast wyciągnąłem swój miecz do góry, po czym wyleciały z niego pasy Kurenai, które związały się gałęziami, dzięki czemu mogłem wydostać się z dołu Nazela. Zakłopotany grubas spojrzał w moją stronę, a ja ponownie wyrzuciłem ze swojego miecza falę pasów, które związały go, po czym podeszliśmy do Riany, która celowała w czarodziejkę Kaori. Wiedźma spoglądała na nas z nie do wierzeniem i w końcu ponownie parsknęła śmiechem.
- Arcanium sami mnie do tego zmuszacie.
Poczułem jak wokół kobiety zaczyna zbierać się magia. Cała nasza czwórka przygotowana na najgorsze miała teraz stawić czoła elitarnemu magowi Dagedars. Zauważyłem jak powietrze w okół czarodziejki zaczęło falować, a ona sama zaczęła emanować czerwoną poświatą. Przeraziłem się trochę tym widokiem, a mój miecz zaczął drżeć. Silna energia emanowała od Kaori, a wiatr zaczął wiać w naszą stronę i wtedy to poczułem. Uczucie bezradności, kiedy moje próby zrobienia czegokolwiek nie wychodzą. Moje nogi zrobiły się lekkie jak wata. Sparaliżował mnie strach, nie mogłem się ruszyć. Tak samo jak moi towarzysze, patrzyli tylko bezradnie w stronę wiedźmy, lecz wtedy nagle skała, która blokowała przejście z wąwozu wybuchła, a do środka wbiegło kilku żołnierzy.
- Złóżcie broń! - krzyknął jeden z nich.
Riana jednak dostrzegła na ich mundurach herb z gryfem, który był symbolem Arcanium. Westchnęła z ulgą i zwróciła się do nich. 
- Spokojnie jesteśmy z Arcanium i podążamy do Deven by złożyć z raport z misji, kiedy tu zostaliśmy zaatakowani przez tych ludzi - pokazała przy tym dokument, który był potwierdzeniem, że jest kapitanem drużyny siódmej.
- Tak, to prawda. A ta czwórka?
- Jestem Kaori Rid. Czarodzieja Dagedars i ścigam tych ludzi, gdyż ukradli coś co jest kluczowe dla mojej misji i lepiej niech to oddadzą, jeśli nie chcą żadnych konfliktów.
- Pani Kaori, proszę nas nie oskarżać tylko na podstawie domysłów. Mogę przysiąc na swój honor, że nie posiadamy przedmiotu, którego tak pragniesz.
- Kłamiesz! - wrzasnęła Kaori, a żołnierze wycelowali w nią z broni.
- Nie chcemy żeby doszło do walki. Arcanium jeśli mówisz prawdę to proszę aby ci ludzie udowodnili swoją niewinność i pozwolili nam się przeszukać, a jeśli znajdziemy to czego szukamy proszę o odegranie pojedynku racji.
- Dobrze. Zgadzam się. Możecie nas przeszukać, ale jeśli nie znajdziecie tego czego szukacie to odejdziecie stąd - uśmiechnęła się Riana.
Zeskoczył do nas jeden z żołnierzy, a Kaori podeszła by sprawdzić nasze rzeczy. Mężczyzna po kolei przeszukiwał nasze ubrania, a znalezione przedmioty kładł na ziemię, by wiedźma mogła je zbadać. Kiedy wszyscy zostaliśmy przeszukani, Kaori spojrzała na Rianę z pogardą, po czym odwróciła i odeszła, a ranni Kurenai, Rie pomogli Nazelowi wstać i udali się za czarodziejką.
Odetchnąłem z ulgą. Gdyby przyszło nam do bezpośredniej konfrontacji z Kaori źle się to mogło dla nas skończyć. Spojrzałem na moją przełożoną, która była trochę niespokojna.